wtorek, 3 lutego 2015

Sahara pozdrawia

Wczoraj pierwszy dzień lutego. Do każdego powitania tradycyjnie dodawaliśmy „kalo mina”, czyli „dobrego miesiąca”. „Kalo mina” powiedziała nam również tochę z przekąsem sama Sahara. A wszystko za sprawą wiatru o nazwie sirocco
Sirocco rodzi się nad bezmierną krainą wiecznego piasku zazwyczaj na przełomie zimy i wiosny, niosąc przyjemny, wręcz gorący podmuch. Jednak tuż za nim wlecze się nieproszony całun gęstej pyłowej chmury w kolorze popiołu, ochry, a czasem nawet czerwonej cegły. Jakby chciano nam przypomniec, że Czarny Ląd i nieokiełznana pustynia wcale nie są tak daleko jakby mogłoby się nam, mieszkańcom południowych rubieży Europy, wydawać.


Wraz z pierwszym tej zimy sirocco, całe niebo szczelnie spowiła popielata masa powietrza. W mgnieniu oka zaczęła ona ciężko osiadać na lini horyzontu całkowicie ją zacierając. Tak jak w pierwszy dzień tego roku, gdy przeszywający zimnem Chaos dezintegrował otoczenie, tak i teraz traciliśmy poczucie odległości, kierunku i czasu zawieszeni w środku bezkształtnej, pylistej chmury. Pewnie podobnie doświadcza się zjawisko fatamorgany: zatarte kontury, brak perspektywy, utrata pewności, czy to aby na pewno te same miejsca, które ma się w pamięci. 



Sahara przesłała Krecie swoje „ciepłe pozdrowienia”. Pierwsze, ale pewnie nie ostatnie w tym roku. Na szczęście już dziś eter odzyskał swoją przejrzystość. Nie szkodzi, że za sprawą chłodniejszego wiatru, który niby Aladyn pocierający magiczną lampę oliwną, uwolnił nas z krzepkich objęć pylistego Dżina.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz