środa, 27 maja 2015

Niespodzianka

Wczoraj poranne słońce nie zdołało przebić się przez gęstwiejące, ciemne chmury. Powietrze stawało się rześkie - coraz chłodniejsze i coraz bardziej nasycone wilgocią. Dzięki niej ziemia zaczęła ponownie wydawać silne zapachy wegetacji, które już od jakiegoś czasu zostały szczelnie zamknięte pod suchą warstwą ziemi i pierwszymi łanami pożółkłych zdzbeł trawy. Deszczowe chmury zaczęły otaczać miasteczko Chania ze wszystkich stron. Białe Góry zakryły się szarym welonem, a z północy, od morza, ciągnęła powoli ciężka jak ołów chmura, z której póznym popołudniem zaczęły wyślizgiwać się pioruny i błyskawice.

W maju też czasami pada.

Niespodzianka! Końcówka maja i pada! Jeszcze większą niespodzianką był fakt, że nie mowa tutaj o majowym, ciepłym deszczyku, ale o całkiem ostrej burzy: takiej, jakie nawiedzają dość często Kretę  zimą. Na domiar złego, po chwili wszystko pokryło się drobnymi centkami błota – samochody, okna wystawowe, drzewa, nawet ubrania przechodniów. Znów Sahara pozdrawia Kretę! Doprawdy mało atrakcyjne są takie niespodzianki i można powiedzieć, że deszcz w maju całkowicie nie pasuje do Krety!

Miasteczko Chania pod ciężką chmurą deszczu - widok ze wzgórza Profiti Ilia.

Za chwilę lunie - widok z dzielnicy Chalepa.

Białe smugi deszczu - widok z dzielnicy Koubeli. 


Podobnie dość wątpliwą niespodzianką wywołaną przez majowy deszcz, była przygoda, którą dwa tygodnie temu przeżyli turyści w Wąwozie Samaria - najdłuższym wąwozie Krety i całego europejskiego kontynentu. 
Na 12 maja zapowiadano silne opady deszczu. Pomimo takiej prognozy, Wydział Leśnictwa Prefektury Chania, zarządzający Parkiem Narodowym Wąwozu Samaria, nie zamknął w tym dniu 17-o kilometrowego wąwozu i czterdziestu ośmiu osobom sprzedano bilety wstępu. W czasie ich przemarszu w strugach deszczu, okazało się, że zbierająca się woda utworzyła potok uniemożliwiający przejście całego dystansu.  W mgnieniu oka, powstały strumień górski podniósł swój poziom wody do alarmującego stanu, szczególnie w najwęższym jego miejscu, przy Żelaznych Wrotach (Sideroportes).Turyści zostali uwięzieni w wąwozie! 
Międzynarodowej grupie przyszli z pomocą ratownicy górscy, strażacy i mieszkańcy Agia Rumeli. Dopiero na drugi dzień mogli oni bezpiecznie wyprowadzić grupę z wąwozu i odeskortować ją do jego zakończenia, znajdujacego się na południowym wybrzeżu wyspy, w miejscowości Agia Rumeli. Zapewne nie lada gratką był dla turystów nocleg w samym sercu Parku Narodowego - w starej i obecnie niezamieszkałej, górskiej wiosce Samaria – rzecz, którą mogą przeżyć tylko bardzo nieliczni wybrańcy losu, wybierający się w kreteńskie góry w majowy deszcz.

Lotnisko Chania spowite chmurami.

Port Souda w deszczowej poświacie.

czwartek, 21 maja 2015

Przydomowe spa

Każde miejsce ma swoje tajemnice znane tylko tubylcom. O ich istnieniu można zazwyczaj dowiedzieć się w czasie rozmowy z "miejscowymi" lub zbaczając - najczęściej całkiem nieoczekiwanie - z utartych, codziennych ścieżek.
Tak właśnie było z "Kulurą": olbrzymią misą z czarnordzawej wulkanicznej skały zaszytą u stóp sporego klifu, do której z każdą nadchodzacą falą wpływała czysta, krystaliczna i lekko spieniona woda morska o nieziemsko lazurowym kolorze. Jej nazwa wskazywała na kolisty kształt - taki jaki mają okrągły słodki, placek z dziura lub koło do pływania, nazywane właśnie tak po grecku.

Zejście do "Kulury". Halepa, Chania.

Mało kto mógłby spodziewać się takiego widoku w dość żywej, nowoczesnej dzielnicy Halepa na przedmieściach miasteczka Chania. A jednak! Kilka przecznic od głównej ulicy, pusty plac na którym panoszyły się dwie gigantyczne agawy, ostre zejście po betonowych schodkach z drewniana balustradą i oto ona: Kulura, czyli dla wielu mieszkańców Halepy, „przydomowe” spa!

Poranna pogawędka i kąpiel słoneczna.

Pływanie, hydromasaż i poranna gimnastyka.

"Kulura" od razu przypadła mi do gustu. Po pierwsze, była oazą spokoju i relaksu. Praktycznie bez specjalnych przygotowań i nie tracąc czasu potrzebnego na wyjazd na pozamiejską plażę, można było naładować baterie w malowniczym otoczeniu. Po drugie, podobało mi się, że "Kulurę" odwiedzali ludzie praktycznie w każdym przedziale wieku: emeryci, niepracujące kobiety, studenci oraz uczniowie z liceum i gimnazjum. Co ważniejsze, była wspaniałym przykładem, jak mieszkańcy jakiegoś miejsca mogą stworzyć z niczego własną przestrzeń, dbać o nią, cieszyć się i dzielić się nią z innymi. 

Raz, dwa, trzy - skok do wody.


Popołudniowe spotkania z sąsiadami.

Po szkole wszyscy biegna na "Kulurę".


Młodsi i starsi - każdy znajdzie trochę miejsca dla siebie.

Wieczór - dobry czas na zarzucenie spławika.

Między skałami, nad taflą morza, rozciągnięto sprytnie liny. Służą one do podwieszania się w celu złapania oddechu po intensywnym pływaniu, albo ułatwiają ćwiczenia z kategorii aquarobic. Za ławki robią proste dechy położone na kamieniach. Nie zabrakło kilku tradycyjnych drewnianych krzeseł z siedliskiem wyplecionym z trzciny, które można znaleźć w każdym zakatku promenady i skalistego brzegu. 

Do szczęścia mało potrzeba - dwa stare krzesła, trochę słońca, kawałek błekitnego morza i nieba.

Krzesła wkomponowały się całkiem dobrze w pejzaż.

Deska, dwa kamienie i ławka gotowa.

Na jednym z krańców „Kulury” przykleiła się do pionowego klifu zadaszona budka, prowizorycznie sklecona z metalowych rurek i dykt. Wyposażono ją jednak we wszystko, co potrzebne dla plażowiczów: wieszaki na ręczniki i ubrania, lustro z półkami na kosmetyki, ławeczki i dwa plastikowe krzesła ogrodowe i dla milszej atmosfery kilka pluszowych zabawek i obrazków. Nie zapomniano o glinianej misce z wodą dla psów – pewnie tych przychodzacych z właścicielami, a może i bezpańskich.

Plażowa budka. Miejsce to ma swoją duszę i swoich "gospodarzy". 

Za budką, przy mniej stromym zejściu do „Kulury”, można w tym roku zobaczyć kolejne innowacje - mały taras wkomponowany w klifowy brzeg, na którym przygotowano rozkładany stolik i krzesła. Obok tarasu świeżo założony mikroskopijny ogródek na dwa małe oleandry i kilka kaktusów. Całość dopełniją blizniacze kabiny-przebieralnie, prysznic oraz betonowa promenada. Tę ostatnią wybudował i zafundował zarząd dzielnicy, do którego zwrócono się z prośbą i gotowym planem zagospodarowania skalistego wybrzeża. Choć to zwalisty beton o równych brzegach niepasujący do reszty krajobrazu, to jednak tu można ułożyć barwne ręczniki kąpielowe, przygotować wędkę przed połowem, czy skoczyć w sam środek lazurowej „wanny”.  

Nowy tarasik z widokiem na "Kulurę" - niektórzy spedzac tu beda długie godziny.

Ktoś z polskich znajomych, kobieta około 40-ki, powiedziała mi przed laty, że lubi powracać na Kretę, ponieważ wspaniale tam wypoczywa i świetnie się regeneruje. „Kreta to moje prywatne spa” – powiedziała na zakończenie. Faktycznie, każdy tu może znalezć dla siebie jakieś miejsce, gdzie czuje się jak w świątyni „sanus per aqua”. Nie zdziwię się wcale jak ktoś z was, w poszukiwaniu swojego ulubionego spa, zawędruje do „hammamu”, czyli łazni tureckiej, mieszczącej się w starym porcie Chania. Jeszcze przed wiekiem takich łazni było tu kilkanacie, tak jak nakazuje prawo Koranu ......... ale to już całkowicie inna historia........... 

piątek, 15 maja 2015

W tempie "slow"

Słupek rtęci coraz chętniej wskakuje na 30 kresek! Jest ciepło, nawet gorąco, choć zdarzają się niespodzianki. Coraz bardziej zdecydowanie pachnie latem i zbliżającym się sezonem, pełnym sezonem.

Plaża jeszcze pusta. Maszt na Błękitną Flagę również.

Na razie Kreta przechodzi fazę „low season”, ktorą można by było również nazwać „slow season”. Turyści leniwie przechadzają się po deptakach, przebierają w leżakach plażowych, błyskawicznie składają zamówienia w lokalach, negocjują ceny w wypożyczalniech samochodowych. Zatrudnieni w branży turystycznej również mają czas na dłuższą pogawedkę z klientem i błogi łyk zimnej kawy frappe w godzinach pracy. Do pełnej ekstazy, szału turystycznego, jeszcze daleko......



Na luzie i niekoniecznie na leżakach.


Spragnieni słońca zagraniczni turyści.
O tej porze roku miejsc pod parasolem starczy dla wszystkich.

Są jednak i tacy, którzy pracują jak w ukropie. Ostatnie reperacje, innowacje, porządki i renowacje! Plaże trzeba oczyścić z wyrzuconych przez zimowe fale alg i kamieni. Sklepiki, tawerny, biura należy musnąć swieżą farbą i dobrze wysprzątać po półrocznym przestoju. Towar zgrabnie poukładać na wystawach i półkach.


Plaża "wyczesana" i "ugładzona".
Ostatnie plażowe porządki - "zamiatanie" wodorostów morskich.
Sprzątanie generalne.












Szyld już dokręcony.
Świeża warstwa farby to kropka nad "i".















Niewiele turystycznych interesów decyduje się na rozpoczęcie pracy w kwietniu. Nawet najbardziej oblegane przez letników zakątki, takie jak wybrzeże Platanias i Agia Marina, położone na zachód od Chania, świecą pustkami. Dopiero z końcem miesiąca  firmy z branży turystycznej – jedna po drugiej, jakby bawiąc się w głuchy telefon - są otwierane, a raczej przygotowywane są do otwarcia. Maj to punkt zwrotny. Szala przechyla się na korzyść tych działających, a obecność turystów robi sie coraz bardziej odczuwalna. Po 15-ym maja tylko niedobitki spieszą się, aby nie odstawać od reszty lokali w pełnym rynsztunku i nie tracić pierwszej fali klientów.

Restauracje bez tłumów .......

...... plaże podobnie......

uliczki kurortów letniskowych też.

Na deptakach słychac wszystkie języki - Polski również.



Za miesiąc słówko „low”, czy „slow”, zamienione zostaną na „high” lub „fast”. Zacznie się wyścig z czasem, walka o klienta, potyczki o dogodniejsze miejsce na plaży, czy w restauracji. Oczywiście na magicznej wyspie jest wiele lokalizacji, gdzie można spędzać wakacje w tempie „slow”......... ale to już całkowicie inna historia.....


Jeszcze pod dostatkiem "przestrzeni wakacyjnej" dla każdego......



sobota, 2 maja 2015

Kolorowa euforia

Tak, nadszedł ten moment! Maj i jego pierwszy dzień – ciepły, kwiecisty i bajkowo kolorowy. Wielobarwna euforia doprowadzająca do lekkiego zawrotu głowy! Kreto, jakże jesteś piękna przystrojona w majowe wianki i kwiatowe, podszyte latem suknie! 

Oleander, margaretka, dziki bez znalazły swoje miejsce w pierwszomajowym wianku.

Doprawdy zapachniało latem i serce rwie się w plener na jeszcze zielone łono natury. 1 maja niekoniecznie kojarzy się w Grecji tylko ze Świętem Pracy, ale na pewno ze świętem kwiatów i "wejściem w porę lata". Turystyczna Kreta również umownie uznaje 1 maja za początek sezonu.


Rodzinnie - tak jak to uwielbiają Grecy.

Moja córka skojarzyła mi się z Persefoną zwiastujacą lato.

Kolory, desenie........i te zapachy.

Materiał na wianek zebrany.

Już od rana na drzwiach domów, sklepów, kawiarni pojawiają się kwiatowe wianki – każdy inny, niepowtarzalny, mogący pochwalić się innym kwiatkiem, splotem, wplecionym kłosem, liściem, czy kolorową wstążką. Kto niezbyt zręczny w wyplataniu majowych wianków, ten zawiesza przy wejściu do domostwa chociaż małą wiązankę polnych kwiatów. Komu daleko „na kreteńskie pole” ten ratuje się kwiatami z ogródka lub sprzedawanymi na miejskim targowisku.

Komu daleko na łąkę, ten znajdzie kwiaty na ulicznym targu ........

...... a na drzwiach może zawiesić nawet kilka zwykłych gałązek.

Świeże kwiaty radują oczy i daja dużą dawkę pozytwnej energii. A wszystko to by przynieść domownikom szczęście, zdrowie, urodzaj, płodność. W moc kwiatów wierzono już w starożytnej Grecji, a maj poświęcony był bogini Demeter i jej córce Persefonie, która właśnie wtedy opuszczała swojego męża, władcę Hadesu, i ku radości matki wracała na dziewięć miesięcy na powierzchnię ziemi. Gdzie stąpnęła tam pojawiały się najpiękniejsze kwiaty, a ziemia rodzicielka gotowa była do rozpoczęcia kolejnego cyklu życia.

Kafeteria w Kalami pełna jest kolorów nawet bez wianków.

Brama czeka otwarta na gości, a wianek pewnie doda pomyślności w interesach.

Tu kwiaty zdecydowanie z ogrodu.

Wianki i wiązanki.

Już dużo słońca - wianki szybko zwiędną i się zasuszą.

Nawet nowoczesność nie stroni od tradycji......