wtorek, 7 marca 2017

Wrak "Dimitrios P."

Statek wypełniony po brzegi podekscytowanymi turystami zaczyna manewr wpłynięcia do małej zatoki wyspy Gramvousa. Wyspa to dużo powiedziane. Bardziej wysepka. W sumie pokaźnych rozmiarów skała. Wystaje ona na 137 metrów z wody na północno-zachodnim krańcu Krety - w niewielkiej odległości od półwyspu noszącego tę samą nazwę. Główną atrakcją tego cudownego miejsca są ruiny poweneckiej fortecy. Łatwo zgadnąć, że fortyfikaja znajduje się na samym szczycie skąd rozciąga się doskonały widok na rozległą okolicę. To stamtąd Wenecjanie mogli obserwować i kontrolować, czy jakaś obca flota nie wpłynie z tego kierunku z zamiarem zdobycia Krety.


Dopływając do zatoki Spokojnej Gramvousy. Na jej szczycie zarys weneckiej fortyfikacji.


Gdy statek zbliża do brzegu, wszyscy patrzą z podziwem, jak zarys fortyfikacji staje się coraz bardziej wyraźny. Jego kanciaste linie zaczynają odcinać się od bardziej nieregularnych konturów skały. Mało kto zwraca uwagę na wystające po prawej stronie burty postrzępione i pokryte gruba rdzą kawałki jakiegoś wraku. Może gdyby było go więcej, bardziej rzucałby się w oko. To "Dimitrios P.", który złapany w pułapkę sztormu zakończył swą służbę w 1968 roku u stóp wyspy Gramvousa... i nigdy nie dowiózł 440 ton cementu, które miały dotrzeć aż do Południowej Afryki.



Wrak statku "Dimitrios P." wiozącego 440 ton cementu z Chalkidy do Południowej Afryki.


Nie jest tak słynny jak wrak z wyspy Zakynthos, który stał się symbolem nie tylko tej jońskiej wyspy, ale niezmała całej greckiej branży turystycznej. Różnica jest taka, że tamten pożarł piach przestronnej i bardzo malowniczej plaży w Zatoce Wraku, a "Dimitrios P." został "uziemiony" w miejscu niedostępnym: na skałach szarpanych każdej zimy wściekłymi sztormami. Nic dziwnego zatem, że kuszono los wypływając 30 grudnia 1967 roku z portu w Chalkidzie, na wyspie Eubea, pomimo prognozy załamania pogody. Pierwszy sztorm złapał statek na południe od Peloponezu, przy wybrzeżach wysepki Kythira. Dopiero 6 stycznia wciągnął ponownie kotwicę biorąc kurs na zachodnie wybrzeże Krety. 



Choć niewiele zostało, szczatki statku "Dimitrios P." robią jeszcze na niektórych wrażenie. 

Jednak w jej pobliżu, wiatr i prady morskie zmusiły statek do szukania schronienia w jakiejś pobliskiej zatoce. Wybrano Gramvouse - Spokojną Gramvousę, tę do której obecnie każdego lata przypływa tysiące turystów. Spokojna Gramvousa ma swoją siostrzana wyspę. Jest nią Dzika Gramvouse. Ale już sama nazwa wskazuje, że nie jest to odpowiednie miejsce do szukania schronienia na czas sztormu. W małej zatoczce, którą wyspa Spokojna Gramvousa chroni od fal i zimowych wiatrów z północy, rzucono dwie kotwice w odległości 200 metrów od brzegu. 


Widok na zatokę Spokojnej Gramvousy z samego jej szczytu.


Po dwóch dobach łańcuch jednej z nich pękł. Kapitan walczył jeszcze o statek próbując siłą silników utrzymać go w równowadze. Na daremnie. "Dimitrios P." przechylił się na lewą burtę nabierając coraz więcej wody, która ochoczo łaczyła się z cementem w ciężki balast. Nie trzeba było wiele czasu by pokonany statek dał się zepchnąć na pobliskie, najeżone skałami, dno zatoki. 



Najbardziej dociekliwi sprawdzają co pod wodą.

Wydano rozkaz do opuszczenia jednostki. Dwa dni marynarze koczowali na Spokojnej Gramvousie wyczekując pomocy. W końcu, 10 stycznia, przypłynął po nich antytorpedowiec "Ierax", który przetransportował całą załogę "Dimitriosa P." do bazy marynarki wojennej w Zatoce Souda. 



Duże fragmenty wraku wyrzucone na skalny brzeg.

Jak widać z zamieszczonych powyżej zdjęć, "Dimitrios P." ma swoich amatorów. Dość nielicznie przychodzą go pooglądać i pofotografować. Sporadycznie ktoś nurkuje. Mało kto wie, że w miejscu ładowni wciąż widać poukładane w równe kupki worki z cementem, który przybrał formę białej, jednolitej skały. Po 50-u latach ząb czasu bardzo nadwyrężył sylwetkę 45 metrowego wraku. Co będzie za 50 kolejnych lat? Raczej rdza zeżre resztki kadłubu wystającego ostatkiem sił ponad powierzchnię wody. Zniknie atrakcja turystyczna, która i tak żyje w cieni sławy poweneckiej fortyfikacji: to do niej udają się gęsiego tłumy turystów, aby przespacerować się wzdłuż 3-kilometrowych murów obronnych i zobaczyć zatokę Gramvousy oraz pobliską Lagunę Balos niemal z lotu ptaka... ale to już całkiem inna historia...



PS. polecam 3:36' :-)

2 komentarze:

  1. Boże jak pięknie! Można się zakochać... <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, można się zakochać... nawet na zabój i chyba do końca życia :-)

      Usuń