Zimowa paleta Krety jest bogata. W niczym nie przypomina ona jednak kolorystyki
lata. Jest jej „alter ego”.
Kolory zimy są surowe i powściągliwe, pomimo że zawsze można uchwycic okiem jakiś szalenie kolorowy detalik: różową
pelargonię w doniczce, złote pomarańcze, czy cytryny w ogródku,
fluorescencyjnie żółte kwiaty wszędobylskiej koniczyny. Kolory zimy są również głębokie i nasycone - kilkanaście
tonów ciemniejsze od tych, którymi słońce zacznie niebawem malować tak lubiane
przez wszystkich typowe obrazki kreteńskiej wiosny i lata.
Zimą słońce zdecydowanie gra światłocieniem. Nie daje jednak otoczeniu tego blasku, który wciska się w każdą szczelinę muru, w każdą grudkę ziemi, falę morską, czy liść gałązki oliwnej, a który sprawią, że wszystko otacza się spektakularną złotą aurą.
Kamienne mury starego miasta i kamieniczek, pamietających czasy weneckiej
świetności, przesiąkły chłodem, wiatrem i deszczem. Na dodatek dokucza im
samotność. Od czasu do czasu ktoś pośpiesznie przemknie krętymi uliczkami
starówki: nie zatrzymując się, nie podziwiając, nie robiąc fotografii. W niczym
to nie przypomina letnich miesięcy, kiedy to barwna, międzynarodowa ciżba
przelewa się tędy nieustanie.
Stare miasto przybiera zimą nieco niedostępne oblicze. Jakby prosząc o
chwilę wytchnienia i snu przed kolejnym pracowitym latem. Przecież już teraz
tysiące turystów planuje wakacje na nie zawsze, jak się okazuje, skąpanej w słońcu wyspie.
Pięknie opisujesz Kretę!
OdpowiedzUsuń